poniedziałek, 22 sierpnia 2016

na Mazury czas, Tośka i woda

Tosia jest dzieckiem, które urodziło się żeby być aktywnym. Są takie egzemplarze i chociaż czasami wszyscy dookoła mają ochotę ją udusić, bo jest głośna, jest jej wszędzie pełno i nigdy nie jest zmęczona, to naprawdę wymaga to końskiego zdrowia żeby towarzyszyć takiemu dziecku. Oczywiście jak to zwykle z Tosią i sportem bywa, Tosia bez najmniejszego kłopotu czy cienia strachu wskoczyła pod wodę i popłynęła. Ze względu na to że Ona nie ma zupełnie poczucia zagrożenia i robi wszystko za szybko w tym roku pozwoliliśmy jej tylko na intro, na kurs przyjdzie czas w przyszłym roku :)
Za to dzielnie towarzyszyła Karoli w zakuwaniu teorii i przy okazji miała milion pytań do Piotra :) 

"co było gdyby ktoś uderzył się w głowę i spadł na niższy poziom niż ma uprawnienia? "

"co jeśli ktoś będzie się chciał wynurzyć bo będzie miał za mało powietrza a na powierzchni będzie pożar ?"

"czy jeśli nurka zaatakuje rekin i ten nurek rzuci jedzenie to przypłyną małe rekinki i zjedzą rekina ?"

niestety większości pytań nie udało mi się zapamiętać, a szkoda bo to pięknie pokazuje w jak absurdalnych skalach pracuje bez ustanku jej głowa ;)










Mimo że panienka nurkiem jeszcze nie jest i tak powód do dumy był 




Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie ponurkowali czasami przy okazji nurkowań dziewczynek. Fajnie jest mieć dzieci z tak dużą różnicą wieku że spokojnie można zostawić na brzegu malucha pod opieką starszego brata. Tym bardziej że Piotruś w Kubie jest zakochany tak bardzo że aż miło potrzeć co oni razem wyrabiają :)













niedziela, 21 sierpnia 2016

na Mazury czas, Karoli przygody z nurkowaniem początki

W tym roku postawiliśmy na zarażanie dzieci naszym hobby, ponieważ w większości są już w wieku który umożliwia im odkrycie tego co pod wodą :)  Kryterium umożliwiającym rozpoczęcie tej przygody były (oprócz skończonych 10 lat) wyniki w nauce. Tu niestety w tym roku odpadł Kuba, mamy nadzieję że w przyszłym roku nadrobi straty. 
Ponieważ po pierwszym nurkowaniu Lolki na Krecie, priorytetem teraz był kurs Karoli, więc pojechaliśmy na mazury do instruktora któremu bez cienia strachu oddałam ją pod skrzydła. 
Lolka od urodzenia ma mózgowe porażenie dziecięce, ma niedowład nóg, zaburzoną małą motorykę, jedną stronę ciała mocniej spastyczną....to wszystko mocno utrudnia także nurkowanie. Chyba nie dziwi więc to że nie było ważne gdzie, najważniejsze było od kogo Karola będzie się uczyła. Piotr spędził z Karolą pod wodą ogrom czasu, pewne czynności ćwiczyli bez końca żeby Karola mogła bezpiecznie cieszyć się z nurkowania, a łatwo nie było. 











Kurs Karoli był bardzo wymagający dla nas wszystkich, każdą chwilę której Karola nie spędziła pod wodą, spędzali z Piotrem zakuwając teorię. Śmiem zaryzykować że był to najdłuższy kurs w historii ;)

Chociaż oboje z Piotrem byli przemęczeni (nawet ostatniego dnia przed wyjazdem mimo paskudnej pogody zrobili dwa nurkowania), a my wychodziliśmy z siebie żeby reszta dzieci nie pamiętała tych wakacji jako jednego wielkiego kursu Karoli, myślę że warto było. Ostatnie chwile nieostre ale ileż emocji tam było :)




wtorek, 2 sierpnia 2016

500+

Ostatnio, a w zasadzie od początku roku, z mocnym nasileniem od kwietnia mam wrażenie że chodzę na spacery, do parku, do sklepu z nowymi banknotami pięćset złotowymi.



Po tylu latach posiadania niestandardowej ilości dzieci, w tym jednego z mózgowym porażeniem dziecięcym, naprawdę przyzwyczaiłam się do oglądania się za nami, do silenia się na dowcip i nawet do bardzo niskich lotów komentarzy. Szczerze to już spływa to po mnie jak po kaczusi :-P Teraz doszło wreszcie coś nowego ludzie uczą się liczyć, każde dziecko drobiazgowo przeliczone na pieniądze i skwapliwie sumowane.
"patrz ile dzieci, ci to się obłowią", "ale kasa i to wszystko z naszych podatków ", " tym to się teraz żyje", o ja głupia, wszystko się zgadza, bo do końca zeszłego roku się nie żyło. Dzieci nie jeździły na wakacje, zielone szkoły, nie rozwijały swoich pasji, tylko nam woda na głowy kapała i prąd w wiaderku od sąsiadów przynosiliśmy ;)
I taka myśl mnie naszła, że te pieniądze strasznie namieszały. Zamiast się cieszyć ze są rodziny u których te pieniądze znacząco wpłyną na poziom życia dzieci, że te pojadą wreszcie na wymarzone wakacje, że dostaną hulajnogę czy cokolwiek o czym marzą, a na co wcześniej nie było stać rodziców. To naprawę takie trudne pomyśleć inaczej niż "oni dostali, a ja nie". I chociaż PIS dla mnie jest gorszy niż zaraza, i nadal uważam że zdrowiej było podnieść ulgi podatkowe, to naprawdę cieszę że, może w nieudolny sposób, ale ktoś pomyślał o tym że dzieciom potrzebne jest do rozwoju coś więcej nich niezbędne do egzystencji minimum. 

Za każdym razem kiedy słyszę że to "z moich podatków" muszę sobie przypominać że jeszcze troszkę i te głupie teksty też będą po mnie jak po kaczusi spływać. Przecież nie będę każdemu gamoniowi tłumaczyć że nie to nie z jego podatków, to z naszych. To proste im więcej zarabiamy tym większe podatki odprowadzamy, im więcej dzieci w domu tym więcej trzeba zarobić. To chyba najprostsze (chodź dość uproszczone) wytłumaczenie. Z korporacyjnej pensji średniego szczebla nie da się utrzymać tak licznej rodziny, aby to zrobić trzeba zarabiać znacznie więcej i od tego "znacznie więcej" odprowadzamy podatki, one lądują w skarbie państwa i mamy na 500+ i nie tylko ;)

Jako że moje banknociki już śpią, a pan mąż pracuje od wczoraj rana do jutrzejszego popołudnia, pójdę sobie teraz w spokoju ducha książkę poczytać. Dobranoc :)