Niechże ten rok szkolny się wyjątkowo wcześniej skończy, bo prowadzenie firmy "przewóz osób nieletnich" nie jest najprostszy kiedy się arbuza połknęło ;) Tak się zastanawiam jakim cudem kobiety jeżdżą samochodem do końca ciąży i twierdzą jeszcze że im to nie przeszkadza, mi przeszkadza, moim stawom przeszkadza, kręgosłupowi i żebrom również.
W piątek ja i śmiem po kopniakach twierdzić że mój wewnętrzny syn również wołaliśmy o pomstę do nieba. Rano odwiozłam do szkoły najpierw starszaki, po pół godziny do drugiej szkoły dziewczyny i pomknęłam z Markiem do poradni do Warszawy. Tam zastąpił mnie mój mąż, a ja z Mokotowa przeleciałam na Białołękę żeby odebrać wynik badań syna mego najstarszego. I w ten sposób do 13 przejechałam jakieś 120-130 km. Odebrałam Marka, wróciłam do domu nawet udało mi się herbaty napić i na 14-stą byłam w szkole żeby spotkać się z wychowawczynią Kuby. O 16-stej odebrałam dziewczynki, biegiem po zakupy i prezent na urodziny na które Tosia z Dysią zostały zaproszone tego dnia. Potem dom, obiad dla maluchów (starszaki na szczęście zjadły w szkole). Już o 17-stej byłam pod szkołą starszaków, odebrałam ich ze zbiórki i popędziłam odwieźć dziewczynki na urodziny. Maluchy zostawiłam, chciałam zrobić zakupy dla męża bo obiecałam mu że mu coś do jedzenia podrzucę na dyżur, ale $%^&%$## nie wzięłam portfela....nic to. Wracamy do domu.
Wróciłam do domu, nakarmiłam starszaki, potem odwiozłam Karolę na ognisko klasowe, pojechałam po dziewczynki, zabrałam jedzenie dla męża. Pojechałam do szpitala, zostawiłam mu jedzenie, o 21:30 odebrałam Karolę i wróciłam do domu.
Wieczorem usiadłam, zmęczona tak że nawet nie chciało mi się spać i tak sobie pomyślałam, kobieta posiadająca statystycznie przeciętna liczbę dzieci w najgorszym przypadku miałaby dwie z tej całej listy rzeczy do załatwienia, a ja jednego dnia przejechałam ponad 250 km i to wszystko nie oddalając się od domu na odległość większą niż 50 km. Oby już mi się tak imprezowy piątek nie trafił ;)
Fajną rodzinką jesteście ... też bym chciała jeszcze dzidziusia ...
OdpowiedzUsuńTAAAA, a na koniec dnia człowiek dowiaduje się, że cały dzień nic nie robił......, bo przecież "siedzi w domu" i nie pracuje :-). Pozdrawiam, joanna
OdpowiedzUsuńmój mąż w nie zaryzykowałby takiego stwierdzenia ;)
Usuń