poniedziałek, 22 lutego 2016

pochrzaniło nam się w drugiej połowie roku, stąd ta cisza i o tym na razie cisza, kiedyś, może, do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć, w głowie poukładać, a na pewno podnieść się i otrzepać...



Tymczasem ferie były. Czas wyzwań dla rodziców, paczłorki mają ten czas utrudniony bo trzeba go podzielić i ułatwiony zarazem bo jest chwila na złapanie oddechu. Dzięki temu nawet miałam czas zobaczyć wystawę Vinci alive, bo dziewczynki już były ze szkołą, a Kuba nie chce iść...Wystawa zrobiła na mnie ogromne wrażenie, naprawdę szacunek dla pomysłodawców, bo odbieranie wystawy każdym zmysłem to niebagatelne przeżycie. Nawet Piotruś przez godzinę siedział cichutko na moich placach i patrzył :) Wystawa niezwykła, bo nikogo nie ograniczała, ja z Piotrusiem spacerowaliśmy sobie, Marcin z Karolą usiedli na kanapie i nawet nie wiedzieliśmy kiedy minęła godzina.






Bardzo żałuję że poszłam na tą wystawę tak późno, bo z przyjemnością powtórzyłabym to.

Wracając do ferii, rok temu mąż mój własny obiecał mi że pojedziemy wiosną nad morze, niestety Piotruś zaczął przesuwać sobie termin swojego przyjścia na świat i nie pojechaliśmy nigdzie. W tym roku udało się :) Pojechaliśmy do miejscowości do której  latem nie pojechałabym za żadne skarby :) nic na to nie poradzę nie lubię dużych skupisk ludzi, lubię przestrzeń, ale wcale nie z dala od cywilizacji ;) Jastrzębią Górę zimą (która w tym roku, ku mojej ogromnej radości, pokazuje jak można przejść płynnie od jesieni do wiosny) mogę polecić każdemu. Mało ludzi, a morze o każdej porze roku wygląda niezwykle pięknie, koi i wycisza, nawet dzieci ;) Chociaż z drugiej strony mam wątpliwości czy to samo morze czy to że kiedy wracaliśmy na noc to dzieci nie miały już sił na nic ;)





















Puck.






Nad morzem niezależnie od pogody niezbędne są kalosze :)








No i wyszło na to że mój mąż to jeszcze troszkę mnie lubi ;) Mimo że w sobotę musiał wsiąść z pociąg o 5 żeby pojechać do Warszawy na dyżur, to w niedzielę rano wsiadł w kolejny żeby wrócić do nas. Złapał nas w Malborku, żebym sama nie musiała prowadzić auta i gadać z Piotrusiem wracając do domu :)