poniedziałek, 22 września 2014

weekendowa instrukcja obsługi

Dzieci podrosły, piękny to czas, kiedy można bez zbędnych wyrzutów sumienia uciec gdzieś bez nich. Odpocząć, przewietrzyć głowę, pobyć tylko we dwoje, a pod wodą jest tym piękniej że nie ma szans na hałas, zgiełk, jest tylko równomierny oddech w automacie. Tam nikt się nie spieszy, możemy łazić swoimi ścieżkami, możemy wisieć i przez godzinę patrzeć na rybki, jest pięknie, cicho, spokojnie.

Teraz instrukcja :)
1. wmówić babci że ma ochotę zostawić wszystko i zająć się wnukami, można też z odpowiednią dozą empatii powiedzieć że na pewno jest zmęczona zgiełkiem wielkiego miasta a my udostępnimy jej dom, ogród, las i....dzieci :D

2. złożyć jeden rząd siedzeń (będzie absolutnie zbędny) i ulokować tam skrzynie ze sprzętem

3. zapakować męża przed świtem do auta i jazda do Krakowa

4 w zależności od ilości czasu do rozdysponowania można wrócić tego samego dnia albo następnego wtedy należy spakować się rano do auta skoczyć jeszcze na dwa nury i jazda do domu :)

Efekt gwarantowany nie może się nie udać ;)














wtorek, 16 września 2014

sport to zdrowie...

człowiek który wymyślił to hasło zdecydowanie nie miał w domu gromadki dzieci, a jeśli jednak to dowodzi to faktu że ja wybrakowana jestem. 

4:45 budzik, pierwsza myśl "nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee", ok trudno to nazwać myślą, to raczej szeroko pojęty bunt każdej komórki mojego ciała. Przecież o tej porze nawet mój pies spojrzał na mnie jak na wariatkę i położył się dalej spać. Jeszcze jedno spojrzenie na zegarek, nawet udało mi się obrazić werbalnie samą siebie....wstałam.


Naszykowałam śniadanie, kanapki od szkoły, warzywa, owoce... słowem całe zaopatrzenie dla Szarańczy (zwanej moimi dziećmi). Obudziłam Karolę, nastawiałam Kubie budzik i do samochodu. 6:10 zameldowałyśmy się na basenie...tak się jakoś porobiło że moje Karola postanowiła opuścić moją macicę 10 tygodni za wcześnie ( w skutek tego ma mózgowe porażenie dziecięce) i teraz zamiast spać o 6 rano ćwiczy na basenie. 7:10 biegniemy do szkoły (lekcje zaczyna o 7:30). 7:30 dom i zebranie trójcy najmłodszych do przedszkola/szkoły.

Cóż za radość ogromna owładnęła mnie kiedy po południu usłyszałam "mamo, my też chcemy na basen", cóż w końcu sport to zdrowie, prawda ?










poniedziałek, 15 września 2014

pracowity weekend

Sobota była dniem wyjątkowym, ponieważ dziewczynki miały zostać pasowane na ucznia szkoły (obie, bo szkoła funkcjonuje pierwszy rok i pasowani byli uczniowie wszystkich klas). Jednak tak prosto wcale nie było, bo żeby zostać pasowanym na ucznia każda klasa musiała przejść szereg zadań aby udowodnić że ma tak otwartą głowę jak Leonardo da Vinci ;) były kalambury, portret młodego humanisty, anglozabawa i najzabawniejsze zabawy sportowe


w końcu nastąpił ten ważny moment -pasowanie. Pełna powaga i duma rozpierała małe główki :








Popołudniu niestety trzeba było wrócić do spraw bardziej przyziemnych i .....umyć samochód. Na szczęście w domu zawsze znajdą się jakieś małe rączki skłonne pomóc. Wstyd okropny, ale tym razem tak zapuściłam autko że myłyśmy go na dwie raty (trochę w sobotę reszta w niedzielę ). 








niestety małe rączki mają to do siebie że szybko się nudzą i znajdują sobie o wiele ciekawsze zajęcie :)





Sprawdziliśmy co słychać w lesie, ale znacząco nie odbiegał od wczesnojesiennej normy. Piękne wrzosy, ciepłe światło i przyjemne ciepełko.








akcja.....


....reakcja 


polowanie na motylka, podejść kilka, ale w końcu się udało



najpiękniejszy żebrador na świecie


u Kulfona były gruszki na wierzbie, śliwki na sośnie,a  u nas :)


Żeby do końca wykorzystać pogodę zawalczyłam nawet z trawą 




Co za tym idzie weekend był pracowity, ale udany, dobrze że babcia do nas przyjechała i uwolniła mnie od garów ;) Dzięki mamo :D

piątek, 12 września 2014

kociarze /jesień mnie goni

nie, nie będzie ani o niektórych politykach, ani o starszych paniach.

Mentalnie z Marcinem jesteśmy kociarzami, każdy miał swojego kota płci przeciwnej ;) spotkaliśmy się my i spotkały się koty. Koty wpisują się idealnie w nas. Nie są uciążliwe, są cały czas gdzieś obok, w nocy dyskretnie zwijają się w kulkę gdzieś na tatami.  Muszą mieć pełną miskę i ręce do głaskania, tylko tyle. 

Koty pilnują domu

gier planszowych

pozują żeby je podziwiać

sprawdzają co w trawie piszczy 

anektują zabawki dzieci lub chowają się między nimi w nadziej że nikt ich nie znajdzie 

"zasłoń to i udawajmy że nic nie widziałaś"

koty dbają żeby trawa była przycięta


koty dyskretnie nadzorują działania domowników

"puść mnie kobieto"

Do tej pory nie wiem co nam się poprzestawiało że kiedy zamieszkaliśmy na wsi w domu pojawił się pies :) 
- wyświnił cały dom (potrafi zaraz po spacerze wskoczyć na nasz materac i udawać że przecież nic się nie dzieje)


ok, nasz wina bo rozpuściliśmy ją do granic wytrzymałości, ciągle ktoś ją przytulał/ nosił na rękach


no ale jak jej nie kochać kiedy mając kilka tygodni na hasło "przyprowadź tatusia" brała w zęby to czym się bawili i prowadziła Marcina do mnie :D
 no i zawładnęła całym domem , nawet koty musiały się w końcu poddać i podzielić się z nią przestrzenią, teraz kiedy waży 30 kg nadal jest przekonana o tym  że jest malutkim szczeniakiem i wieczorem kiedy usiłuję zupełnie nieelegancko wyciągnąć się na kanapie Narkoza natychmiast ląduje obok tuląc się jak małe dziecko. No i jak jej nie kochać ?? 













A mnie chyba jesień dopadła, to chyba te ciepłe dni, wyraźnie coraz krótsze chłodne wieczory, liście dyskretnie zmieniając kolor, powodują ze biegam po domu porządkując, piekąc.
Dziś rano wyskoczyłam z łóżka i upiekłam maluchom muffiny do szkoły

i postanowiłam wreszcie uporządkować przyprawy. Mamy ich sporo (a Marcin stale powiększa i na bieżąco uzupełnia zasoby) i już naprawdę męczyły mnie małe torebeczki powkładane w plastikowe pudełka. Za każdym razem kiedy jestem w ikea kupuję kilka pojemniczków, oklejam i powoli porządkuję Marcinowy przyprawozbiór ;)