piątek, 30 stycznia 2015

czyżby Maciek ?

we wtorek byliśmy na usg tzw genetycznym. Zawsze temu badaniu towarzyszy troszkę stresu, ale przezierność karkowa w normie, kość nosowa jest. Jakoś mi się lepiej zrobiło. No i wychodzi na to że jednak równowaga w życiu jest potrzebna i dzieć wygląda jakby był Maćkiem :) To był taki mały prezent na urodziny Kuby, chociaż te świętować będziemy jutro, bo dopiero dziś starszaki wracają do domu ;)



Bardzo śliczne 7 cm człowieka ;)

sobota, 24 stycznia 2015

ten dzień

Piątek, dzieciaki od rana wiedziały że tego dnia muszą mi trochę pomóc, bo tata poszedł do pracy a dziś operacja Narkozy. Na szczęście sypnęło troszkę śniegu, co skutecznie odwracało uwagę maluchów. Ze starszyzną tak łatwo nie poszło. Tośka od rana, kiedy Karola jeszcze spała, ratowała różne zwierzęta ("wiesz mało brakowało żeby mi umarł" )


W końcu nadszedł czas trzeba było dostarczyć psa na operację i po 1,5 godziny odebrać. Dlaczego tak ? To proste zasnęła na moich kolanach, a obudziła się w domu na swoim kocyku, mniejszy stres. Co prawda nie zmniejsza to bólu, ale zdecydowanie pomniejsza go o stres, który przeżywałaby w klatce w klinice. Wszyscy dzielnie włączyli się w zapewnianie psu poczucia bezpieczeństwa, strasznie była skołowana i piszczała kiedy nikt z nią nie siedział. 



Po jakimś czasie na placu boju została sama Karolka, która do późnego wieczora nie odchodziła od Narkozy na krok, nawet jadała siedząc z nią na posłaniu. Maluchy na szczęście znalazły sobie pracę twórczą, która nie wymagała mojej pomocy ;) I tak powstała rodzina bałwanów :) Niestety nie udało mi się uchwycić efektu końcowego, bo piąty bałwanek jest niekompletny ;)
Tosia: widzisz tego dużego z guzikami ?
ja: tak
Tosia : to tata
ja: a dlaczego ja nie mam guzików
Tosia:masz, ale w brzuchu
Marek: jak dzidziusia







Dziś ponieważ pies uziemił nas w domu na dobre, starszaki pojechały do taty, a Marek do dziadków. Na szczęście Marycha została na posterunku pilnując swojej kumpeli 





wtorek, 20 stycznia 2015

psi stres

Narkoza- piękny, bardzo rasowy labrador, z jednej z największych hodowli w Polsce. Piękna suczka nie dość że przyjechała do nas zarobaczona (" niech jej pani już nie odrobacza, bo nawet wczoraj była ostatni raz odrobaczana"), z zapaleniem oskrzeli (psy były za wcześnie oddzielone od matki i przebywały w kojcu na podwórzu -dwa mioty jednocześnie). Tak wiem, każdy kto to słyszy mówi że nie powinnam brać tego psa, ale jak ja ją mogłam tam zostawić ??? Wzięłam na ręce i przewiozłam 300 km do domu...Kiedy ją wyleczyliśmy myślał że to już koniec, ech nic bardziej mylnego, bo pies który ma udokumentowane (wg hodowli) pięć pokoleń wstecz przodków którzy byli przebadani i nie było szans na dysplazję, dysplazję ma i to obustronną ;/ W zeszłym roku wiosną zoperowaliśmy jedną nogę, operacja dość duża, bo pies ma wytworzony staw rzekomy. Teraz przyszedł czas na drugą nogę. Miała być zoperowana wczoraj, niestety ja nie dałam rady, dziś weterynarz rano przełożył na piątek. Zebrać się nie możemy, chciałabym żeby już było po, bo pamiętam jej cierpienie, zdezorientowanie kiedy się obudziła i odkryła że nie może chodzić i walkę potem o każdy krok. Ludzie są jednak bezwzględni, chociaż na wystawach "kochają" swoje pupile, to jednak chęć zysku przewyższa zdrowy rozsadek i empatię. 

Tak narkoza wyglądała po ostatniej operacji:



Zatem piątek, mam nadzieję że tym razem też wszystko się uda i przed drugimi urodzinami nasz mały, czarny czołg znów będzie biegał jak szalony i polował na bażanty.

czwartek, 15 stycznia 2015

bale przebierańców :)

czas kiedy każdy mały człowiek może wcielić się w każdą postać ;)
Marek w tym roku miał bardzo okrojone możliwości, bo bal w przedszkolu był tematyczny, postaci z "Alicji w Krainie Czarów". W związku z tym szanowny tata został zagoniony do pracy i tak powstało przebranie Marka:



Dziewczyny miały już pełną dowolność, więc wpadły do wypożyczalni strojów i wyjść nie chciały. Gdyby nie przemiła pani z obsługi która chyba jakimś szóstym zmysłem odgadła czego chce Dyśka, do tej pory nie wyszłabym z tego przybytku. Dysia wiedziała że chce jakiegoś zwierzaka albo jakąś postać z monster high. Pokazałam jej wszystkie przebrania iiiiiiiiii nic :/ Przymierzała, sprawdzała, oglądała i nadal nic, w końcu przemiła Pani zlitowała się nade mną, przepytała moje dziecko i po pięciu minutach miałam już skompletowany strój. Nie wiem jak te kobiety to robią, ale czytają w tych małych główkach ;)
 Narkoza natomiast zyskała nową, kudłatą koleżanka do przewalania się po podłodze 




czary mary 


poniedziałek, 12 stycznia 2015

ciąża

Temat rzeka, dla jednych stan wręcz natchniony, ale mnie....lepiej nie mówić. Kiedy widzę uśmiechnięte, nieskazitelnie wyglądające mamy które patrząc na mnie próbują mnie przekonać że ciąża to cudowny czas, mam ochotę zacząć strzelać. 
Nikt mi nie wmówi że powinnam się cieszyć z tego że rano wymiotuję, potem czuję się jakby mnie ktoś przeżuł , wypluł, a potem przejechał po mnie walcem. Żeby się z tego cieszyć musiałabym być masochistką....a nie jestem. Naprawdę cieszę się z moich dzieci, wszystkich razem i każdego z osobna, ale ciąży szczerze nie znoszę. Niestety żaden bocian, nie chce mnie wyręczyć. Mój kolega miał nawet na to wytłumaczenie otóż kobieta łyka tabletki antykoncepcyjne, wydala je z moczem --> żaby w wodzie wchłaniają te hormony i w następstwie nie mogą mieć potomstwa --> bociany nie znajdują żab na polach, więc giną z głodu --> nie ma kto przynosić dzieci :) 

Na szczęście jako istota lubiąca kupować rzeczy dla dzieci znalazłam sobie pocieszenie, kompletując chustowyprawkę. Co prawda pierwszy raz nie mam kogo w te zakupy zapakować, bo mi wszystkie chuściochy powyrastały. Za to mam na pewno na koncie kolejne pokolenie chustomam ;)


TOSIA kiedyś  w brzuchu już była Dysia ;)

i Tosia dziś


no i mniejsza panienka Dysia kiedyś, no i dziś ( z przepiękną gradacją na indio silk):



czwartek, 8 stycznia 2015

wielodzietność...

Mam wrażenie "dzietność" jest takim tematem do którego podchodzi się bardzo emocjonalnie. Jeśli coś wykracza pozo typowo polski model rodziny 2+2 bądź 2+1 już jest podejrzane....tylko nie wiem dlaczego. Gdybym za każdy teks w stylu "co następne? ", "mało Wam jeszcze ?", "współczuję" pobierała opłatę w kwocie 5 zł, to mogłabym co roku spokojnie miesiąc z tego utrzymać całą rodzinę :) Kiedyś taki zupełny brak ogłady i kultury wzbudzał we mnie złość, teraz już tylko wzdycham i nic nie mówię. No bo niby co powiedzieć ?? 


Wiem że media ciągle zarzucają nas obrazem wielodzietność = patologia. Rodzicie, piją, biją i bieda aż piszczy, jest też druga opcja mąż tyran, dobrze ustawiony, zarabiający i ta biedna stłamszona żona która tylko rodzi dzieci.  O normalnych większych rodzinach nikt nie mówi, w ogóle ciężko znaleźć jest taki obraz gdzie wielodzietność jest normą, pewnym wyborem. Szczerze, ja osobiście nie znam ani jednej rodziny gdzie jest czwórka, piątka czy szósta dzieci którą mogłabym nazwać rodziną patologiczną. Oczywiście biorę poprawkę na to że to może kwestia otoczenia w jakim się obracam.

Oczywiście że wielodzietność w niczym nie przypomina sielanki, bo tak jak w takim domu jest więcej rąk do przytulania, więcej miłości, tak samo jest więcej interakcji między domownikami (nie zawsze pozytywnych), więcej prania, więcej brudnych naczyń....wszystkiego jest więcej :D  Ale jeśli dwoje dorosłych ludzi podejmuje decyzję że oni chcą mieć wszystkiego więcej to dlaczego nie ?? Dajemy ludziom przyzwolenie na różne dziwactwa, na różne ścieżki życia, a dzietność nadal wzbudza skrajne emocje. Niekiedy złość której już zupełnie nie rozumiem. 

Jakoś tak mnie rano naszło, może dlatego że niedawno usłyszałam "mało wam jeszcze? ", może dlatego że dziś po raz pierwszy od dana nie rozpoczęłam dnia od czułych objęć z deską klozetową ;) może dlatego że odwiozłam dzieci do szkoły i wróciłam do domu zupełnie okrężną drogą jadąc sobie przez zaśnieżone bezdroża i pola....tak mi dobrze że w końcu odgruzuję dom po tygodniu leżenia w formie "zwłoki na kanapie" ;) Miłego dnia !!!

niedziela, 4 stycznia 2015

o tym jak zgubiłam talię i pożegnałam rozmiar 36 :/

Dziś skończyły się żarty, musiałam pojechać do sklepu po spodnie. We wszystkich spodniach nie dopinam się w pasie. Zostały mi jedne leginsy do tunik w których mogę chodzić i sukienki. Niestety to nie koniec...w sklepie podreptałam na stosowny dział. Odnalazłam spodnie które mi się podobały, oczywiście z przyzwyczajenia wzięłam rozm 36 i udałam się do przymierzalni. Na wysokości bioder obserwując to z jakim wysiłkiem wcisnęłam się w te spodnie mąż mój stwierdził że pójdzie po "coś bardziej rozwojowego" i przyniósł mi spodnie w rozmiarze 38. Są dobre - no to już było jak kopanie leżącego :/

A to powód dla którego bez przerwy zapycham nudności jedzeniem (kiedy nie zapcham zaczynam wymiotować ): 



No przynajmniej tak wyglądał przed świętami :)

piątek, 2 stycznia 2015

Nowy Rok przywitany :)

W Sylwestra w sposób niemiłosierny moje dzieci udowodniły mi że mają więcej energii niż ja...W oczekiwaniu na północ urządziliśmy sobie maraton filmowy, w czasie którego udało mi się uciąć sobie drzemkę ;) Dzieci nieznużone przetrwały maraton filmowy, przed północą wyszliśmy na dwór popatrzyliśmy na sztuczne ognie, a sami żeby dodatkowo nie stresować naszych leśnych sąsiadów wypuściliśmy w niebo chińskie lampiony. Po powrocie okazało się że akcja trwała godzinę :D ale jak pięknie było...











Kochani, dużo nas więc moc dobrych myśli ślemy życząc żeby Wam dobrze i wygodnie przez cały rok było ;) Masę szczęścia, miłości, dużo pieniędzy i jeszcze więcej uśmiechu. Niech Wam się marzenia spełniają !!!