Jakiś czas temu czytałam wypowiedzi mam nt spędzania czasu bez dzieci. Większość mam jednak nie wyobraża sobie podrzucenia komuś dzieci i pobycia sam na sam z mężem (biorę poprawkę oczywiście na to że są ludzie którzy w sieci budują swój idealny wizerunek "taka powinnam/chciałabym być).
Kiedy czytam takie wypowiedzi rodzi się we mnie taka przeplatanka myśli, bo szkoda mi kobiet które nawet, w bądź co bądź dla większości anonimowym internecie, czuje się w obowiązku bycia idealną. Nawet przez chwilę pomyślałam sobie że te dziewczyny powariowały gdzie miejsce na nich i męża....ale szybko przypomniałam sobie jak sama nie mogłam zostawić dziecka. Jak płakałam kiedy Kuba był mały miał 1,5 roku, a ja musiałam wyjechać na weekend. Do pewnych rzeczy się dorasta. Ja dorosłam troszkę sama, troszkę sytuacja to spowodowała, bo jakby na to nie patrzeć dla rodziny patchworkowej stanem naturalnym jest że dzieci z domu znikają, u nas na dwa dni w miesiącu.
Natomiast utwierdziły mnie w tym słowa pewnego nauczyciela buddyjskiego ( Trungpa Rinpoczego), który radzi żeby dzieci traktować jak gościa, gościa niezwykle cennego, najważniejszego, gościa długo wyczekiwanego, ale jednak gościa, który przybywa do nas z wizytą. Nie powinno się mu odmawiać tego czego potrzebuje. Powinniśmy troszczyć się o niego najlepiej jak potrafimy,ale nie oczekiwać niczego w zamian.
To nieoczekiwanie niczego w zamian jest strasznie trudne, bo przecież od urodzenia zawsze oczekiwano od nas czegoś i my oczekiwaliśmy, nie jesteśmy nauczeni przyjmować ludzi jakimi są. Ale o tym jeszcze kiedyś....może :)
W domu została nam tylko menażeria :) W sobotę co prawda musieliśmy na chwile wpaść do pracy, ale potem 36 godzin dla siebie. Ponieważ Narkoza posiada swoje prawa, zaczęliśmy od spaceru, jak zawsze zagoniło nas daaaaleko.
Wróciliśmy tak przemarznięci że nawet pies się z koca nie ruszał, a skoro dzieci nie było to postawiliśmy na "zdrową żywność" ;))))
i grzaliśmy się jak para emerytów ;)
Miło jest czasami spędzić wieczór bez dzieci, z własnym mężem, bez konieczności uciekania z domu.