czwartek, 9 lipca 2015

Piotrka pierwsze dni

Pierwsze dni i dla niego i dla nas do najłatwiejszych nie należały...ale od początku. 

8 czerwca odwiozłam dziewczynki na zieloną szkołę, Marka do przedszkola, starszaki do szkoły, w domu chwilę się pokręciłam i strasznie zachciało mi się spać, ułożyłam sobie worek sako i .....odeszły mi wody. Postanowiłam nie wpadać w panikę, sprawdziłam w którym szpitalu takie maleństwo może najbezpieczniej przyjść na świat, zadzwoniłam do męża i mamy. Nawet zabawnie wyszło, bo Marcin odebrał telefon pytając "co się urodziło" odparłam "dobrze że pytasz". Spakowałam torbę, mama i Marcin przyjechali i o 15 byłam w szpitalu. Już po drodze zaczęłam odczuwać pierwsze skurcze, w szpitalu powoli się nasilały, nie był odwrotu Piotruś musiał się urodzić. o 20:10 zobaczyłam mój śliczny czarny łepek, płakał głośno i równie szybko jak został wyjęty pojechał na intensywną terapię. Pierwszą dobę trzymał się bardzo dzielnie, wystarczył nCPAP, parametry miał dobre. Facet ważył w 31 tc 2070 g, więc mieliśmy nadzieję że poradzi sobie. W drugiej dobie jakby ktoś nam usunął grunt spod nóg, parametry zaczęły spadać, okazało się że miał odmę. Trzeba było go zaintubować, założyć drenaż żeby rozprężyć płuco i założyć dojście centralne....wyglądał jak mała kupka nieszczęścia, całe ciałko drgało przez wentylację jakiej trzeba było użyć. Koszmar, najgorszy z możliwych koszmarów jakie można sobie wyobrazić. 






Tu pierwsze minuty poza inkubatorem (najukochańsze ciocie na świecie zrobiły nam zdjęcie), pierwszy raz mogłam wziąć go na ręce i od tej pory w zasadzie z rąk go nie wypuszczamy. 









Intensywna Terapia to najgorsze i najpiękniejsze z możliwych miejsc, tam uratowano życie naszemu synowi, tam mamy rozumieją się bez słów, każdy sukces jest NASZ, każde dziecko jest NASZE. Zawsze będę pamiętać wyjścia z inkubatorów naszych sąsiadek, przejście na własne oddechy, małą Stefcię, która ukradła serce każdego kto ją widział. Olka który uczył się samodzielnie jeść razem z naszym Piotrusiem. Mamy z których każda była rozdarta miedzy domem gdzie potrzebowało jej jedno dziecko, a szpitalem gdzie potrzebowało jej drugie.

Na szczęście Piotruś jest już z nami w domu, cały, zdrowy i bezpieczny, o tym co się wydarzyło przypomina nam tylko blizna -kwiat po drenażu klatki. 
Zawsze będę pamiętać dzień w którym mogliśmy włożyć go do fotelika i zabrać do domu 


Za nami pierwsza kąpiel, którą Piotruś w całości przespał :)



Pierwsze chustowanie i pierwszy spacer


Przed nami wiele, wiele cudownych dni i patrzenie jak rośnie nasz najdzielniejszy człowiek. 


1 komentarz:

  1. Witaj na świecie Piotrusiu :D mądrość całego świata skryta w spojrzeniu :D rewelacja gratulacje kochana :D

    OdpowiedzUsuń