poniedziałek, 11 września 2017

Pojawienie się Tomasza przyniosło po kilku tygodniach frustrację, byłam na stałe więźniem dzieci. Tomek nieschodzący z piersi, Piotruś biegający w niekontrolowany sposób, nie dający się przekonać do niczego, mały tajfun na dwóch nogach, do tego moja pociążowa nadwaga z którą nie mogłam dać sobie rady. Tylko dom i samochód, bo nawet dojście na plac zabaw stanowiło wyznanie. Kto jak kto, ale ja byłam w pełni świadoma że to etap przejściowy, co nie zmienia tego że trudno było mi się z tym pogodzić. 
Na wakacjach poczułam trochę wolności, wreszcie mogłam spędzić trochę czasu chodząc, zwiedzając i nie przejmując się tym jak przewinę chłopców, bo jak wyjmę Tomka z chusty  i położę do wózka to Piotruś na 100% ucieknie. Widziałam że zaraz po powrocie Marcin wpadnie w ciąg dyżurowy, a Kuba pojedzie na obóz i tak pierwszym zakupem po powrocie z wakacji był wózek podwójny :D Odzyskałam wolność i swobodę. Wreszcie mogła spędzić cały dzień wszędzie gdzie chciałam i nie czułam się po tym jakbym maraton przebiegła ;)

















Badanie wnętrza manty :P
















Jak z domu zniknęli na jeden dzień Kuba, Tosia i Kamila udało nam się nawet zrealizować marzenie Karoli i pojechaliśmy do Julinka, pobiegać po parku linowym :) Karola całe życia miała zbyt silną spastykę żeby udało jej się pokonać park linowy i dopiero teraz 4 miesiące po rizotomii udało się :)  Szczęśliwa była bardzo, czego nie można powiedzieć o Marcinie, bo okazało się że nawet w parku wzrost ma znaczenie, wszędzie było za nisko, za mało miejsca na nogi, generalnie nieźle sobie zadek poobijał ;) 



















Julinek generalnie miejsce fajne ALE na część z dmuchańcami mogą wejść dzieci powyżej 4 rż (przy czym na niektóre atrakcje wejdą dopiero od 7 rż). Także dzieci młodsze mogą pobawić się w piasku i poskakać po piłce, to tyle na resztę mogą tylko popatrzeć, także my tam nie wrócimy, bo nie lubię miejsc gdzie jedne dzieci mogą tylko popatrzeć jak bawią się inne :(



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz