Weekend zaczęliśmy od wielkich planów, które w sobotni poranek zweryfikowała Tosia, bo wszystko co zjadła/ wypiła znajdowało natychmiast drogę powrotną. Moja wyobraźnia oczywiście już widziała całą wirusową lawinę... (na szczęście tylko jeszcze dwoje dołączyło do Tosi). Najbardziej zaniepokojone były futra, które cały czas pilnowały czy ich dziecku nic się nie dzieje.
Skoro już miałam siedzieć w domu, postanowiłam ten czas wykorzystać i umyć okna, bo zabierałam się do tego tak długo że aż wstyd. Dzięki internetowi odkryłam że czynność tą można sobie znacznie ułatwić. Otóż w mrozy do mycia okien świetnie sprawdza się zimowy płyn do spryskiwaczy. Rewelacja, już się przymrozków nie boję ;)
Jak już okna były czyste mogliśmy spokojnie zacząć "świątecznić" (prawa autorskie należą do Morta) dom. Są pewne rzeczy z których się nie wyrasta m.in. jest to świątecznienie domu ;)
Jak już panienki poczuły się lepiej przygotowałyśmy stroje na dzisiejsze przedstawienie :D Tosia jest gwiazdką, miała być przebrana zupełnie inaczej tzn złota suknia i buzia w brokacie, ale wychowawczyni Tosi ostudziła moje zapędy i pojechałyśmy po zwykły strój aniołka i dogwiazdkowałyśmy go. Kamila jest babcią i tu ograniczeń żadnych więc zrobiłyśmy najprawdziwszą babcię na świecie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz