sobota, 24 stycznia 2015

ten dzień

Piątek, dzieciaki od rana wiedziały że tego dnia muszą mi trochę pomóc, bo tata poszedł do pracy a dziś operacja Narkozy. Na szczęście sypnęło troszkę śniegu, co skutecznie odwracało uwagę maluchów. Ze starszyzną tak łatwo nie poszło. Tośka od rana, kiedy Karola jeszcze spała, ratowała różne zwierzęta ("wiesz mało brakowało żeby mi umarł" )


W końcu nadszedł czas trzeba było dostarczyć psa na operację i po 1,5 godziny odebrać. Dlaczego tak ? To proste zasnęła na moich kolanach, a obudziła się w domu na swoim kocyku, mniejszy stres. Co prawda nie zmniejsza to bólu, ale zdecydowanie pomniejsza go o stres, który przeżywałaby w klatce w klinice. Wszyscy dzielnie włączyli się w zapewnianie psu poczucia bezpieczeństwa, strasznie była skołowana i piszczała kiedy nikt z nią nie siedział. 



Po jakimś czasie na placu boju została sama Karolka, która do późnego wieczora nie odchodziła od Narkozy na krok, nawet jadała siedząc z nią na posłaniu. Maluchy na szczęście znalazły sobie pracę twórczą, która nie wymagała mojej pomocy ;) I tak powstała rodzina bałwanów :) Niestety nie udało mi się uchwycić efektu końcowego, bo piąty bałwanek jest niekompletny ;)
Tosia: widzisz tego dużego z guzikami ?
ja: tak
Tosia : to tata
ja: a dlaczego ja nie mam guzików
Tosia:masz, ale w brzuchu
Marek: jak dzidziusia







Dziś ponieważ pies uziemił nas w domu na dobre, starszaki pojechały do taty, a Marek do dziadków. Na szczęście Marycha została na posterunku pilnując swojej kumpeli 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz