W końcu nadszedł czas trzeba było dostarczyć psa na operację i po 1,5 godziny odebrać. Dlaczego tak ? To proste zasnęła na moich kolanach, a obudziła się w domu na swoim kocyku, mniejszy stres. Co prawda nie zmniejsza to bólu, ale zdecydowanie pomniejsza go o stres, który przeżywałaby w klatce w klinice. Wszyscy dzielnie włączyli się w zapewnianie psu poczucia bezpieczeństwa, strasznie była skołowana i piszczała kiedy nikt z nią nie siedział.
Po jakimś czasie na placu boju została sama Karolka, która do późnego wieczora nie odchodziła od Narkozy na krok, nawet jadała siedząc z nią na posłaniu. Maluchy na szczęście znalazły sobie pracę twórczą, która nie wymagała mojej pomocy ;) I tak powstała rodzina bałwanów :) Niestety nie udało mi się uchwycić efektu końcowego, bo piąty bałwanek jest niekompletny ;)
Tosia: widzisz tego dużego z guzikami ?
ja: tak
Tosia : to tata
ja: a dlaczego ja nie mam guzików
Tosia:masz, ale w brzuchu
Marek: jak dzidziusia
Dziś ponieważ pies uziemił nas w domu na dobre, starszaki pojechały do taty, a Marek do dziadków. Na szczęście Marycha została na posterunku pilnując swojej kumpeli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz