Już samo wygrzebanie się z dziećmi ze wsi było niezłym wyczynem. Marcin kończył dyżur więc zaliczyliśmy wycieczkę autobusowo-pociągowo-tramwajową żeby o 9 :00 stawić się z Markiem u lekarza. Marcinowi udało się dobić do ekipy, było to wyczuwalne o tyle że nagle zrobiło się podejrzanie cicho pod gabinetem ;))))) Zakończywszy cześć obowiązkową dnia pojechaliśmy do Łazienek, dopóki mieszkałam w Warszawie, a większość życia mieszkałam bezpośrednio przy nim, było to miejsce nudne i przewidywalne aż do bólu....nadal znam każdą alejkę i każde drzewo, ale jeżdżenie tam stało się przyjemnością (może dlatego że baaardzo rzadko teraz tam bywamy). Tym razem miłym zaskoczeniem była Aleja Chińska.
Dla dzieci nic co tam zobaczyły zaskoczeniem nie było, bo małą Azję mamy w domu ;) ale oczko wodne, które u nas jest dopiero w planach przyciągnęło ich uwagę.
Tośka zjadała przez sen smuteczek, a on nie zdążył uciec bo wstała za wcześnie
Dysia nawet przyniosła motylka, ale to też Tosi nie pomogło
Całe szczęście że w tym wieku wystarczy ciekawe miejsce i dość łatwo jest wygonić nawet największy smutek z brzuszka ;)
Chwila relaksu i wygłupów wszelakich zakończyła spacer
Po spacerze czwóreczka pojechała na tydzień do męża nr 1, a ja napawając się chwilą ciszy z jednym dzieckiem mam czas na kawkę i ........sprzątanie całego domu przed końcem wakacji :D
Cześć Ania, pięknie wyglądasz :D i nie moge się napatrzeć jak Twoje dzieciaki urosły, a nie tak dawno w kasiulewie jeszcze takie maluchy były :D pozdrawiam - fajnie, że znowu jesteś kasiula.g
OdpowiedzUsuńKasia :) ile to już lat minęło. Uściskaj swoją gromadkę :-*
OdpowiedzUsuń