czas kiedy szczerze mówiąc nie wiem w co ręce włożyć, bo komplet dzieci w domu, co za tym idzie wieczny hałas, bałagan, masa pracy dodatkowej -ogród, więc ogólnie rzecz biorąc czas to bardzo intensywny. Na szczęście przychodzi taki dzień kiedy Marcin zaczyna urlop i jedziemy na błogie lenistwo.
Zatem spakowawszy do siedmioosobowego auta (ciasne zaczyna się robić) pełen skład osobowy z bagażami, pożegnawszy psa -Narkozę, koty- Marychę i Floriana i babcię która opiekowała się menażerią, wyruszyliśmy bladym świtem kierunek Bałtyk. W planach mieliśmy jeszcze tego samego dnia dzikie harce w wodzie, sześć godzin później stojąc nadal w korku między Ostródą a Elblągiem wiedzieliśmy już że nasze plany zweryfikowały drogi nasze polskie. I tak po 11-stu ( z ogonkiem ) godzinach podróży dotarliśmy nad morze....kolacja, spacer, prysznic i poduszka- na tyle starczyło sił.
Warto było, dwa tygodnie pięknej pogody, było fantastycznie. W tym czasie zaplanowaliśmy sobie pięć dni włóczęgi, resztę czasu spędziliśmy definiując słowo -LENISTWO i testując jak się ma definicja do naszych wakacyjnych realiów. Udało mi się przeczytać dwie książki (to sukces ogromny, bo zazwyczaj łapię pi dwie strony w locie, a wieczorem zasypiam po pięciu) leżąc pod parasolem na kocyku :-D
Nasze lenistwo wygląda tak:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz