Tosia: tato, mama chodzi bez butów, my też możemy
pewnie tu zabrzmiałby głos rozsądku gdyby nie to że wyżej wymieniona mama uprzedziła ten głos rzucając możecie :) i tak jedyną osobą posiadającą buty był Marcin.
Spacerek bardzo przyjemny, plaża, piasek, woda obmywająca stopy, no bajka. Dopóki piasku nie zastąpiły kamienie. Widoki nadal piękne, ale nogi Karoli wymiękły, na to byliśmy gotowi przecież to nie problem nieść ją na zmian, co też czyniliśmy dopóki przy pierwszych zabudowaniach torpedowni Tosia nie nadepnęła na pszczółkę i w drodze powrotnej trzeba było nieść dwie sztuki. To zakończyło naszą przygodę, ale nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie wrócili tam żeby zajrzeć do piwnic budynku :D
a na samym końcu Karola na osiołku ;)
Drugie podejście, bardziej owocne ;) Tym razem na leniucha podjechaliśmy autem od strony Babich Dołów. Wszystkie zabudowania chociaż dzielnie się opierają upływowi czasu popadają w ruinę...szkoda trochę.
Tylko Kuba nam się zawieruszył z kolegami gdzieś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz